Campfire Audio Andromeda 2020

Co jeszcze można zmienić w kilkuletnich słuchawkach i czy ma to sens, czy to tylko odcinanie kuponów?
Dziś tematem recenzji są bardzo dobrze znane słuchawki dokanałowe  CA Andromeda w najnowszej wersji 2020. To słuchawki niemal już kultowe, o których słyszał lub których miał okazję posłuchać niemal każdy fan mobilnego grania.
Czy dziś, już kilka lat po premierze, kiedy w branży dominują zaawansowane słuchawki hybrydowe 5-cio przetwornikowe multiarmatury wciąż mają szansę w bezpośredniej konfrontacji? No i przede wszystkim czy warto zapłacić za nie niemałe pieniądze? W oficjalnej polskiej dystrybucji wyceniane są bowiem na 4999zł czyli niemało. Na te wszystkie pytania postaram się odpowiedzieć w niniejszej recenzji. Po tym górnolotnym wstępie zapraszam więc do lektury 😉

Rys historyczny

Oryginalne Andromedy zadebiutowały w 2016 roku i były przełomowym modelem dla ich producenta. Te zielone słuchawki znane są przynajmniej z widzenia chyba wszystkim fanom mobilnego grania. Od tej pory pojawiło się ich kilka rewizji, a także wersji specjalnych, w których łatwo można się pogubić. Najbardziej znana wersja specjalna to chyba Andromeda Gold, za wielu uważana za najlepszy model tych słuchawek. Jeśli  moje obliczenia są prawidłowe, to niniejsza wersja jest czwartą z kolei.

Zawartość opakowania

Zawartość opakowania jest tradycyjna dla wyrobów Campfire Audio. Nie znajdziemy tu luksusowej szkatułki, walizeczki do przechowywania słuchawek ani podobnych ekstrawagancji. Mamy tradycyjnie kartonowe opakowanie, a w nim:

– słuchawki Adromeda 2020,
– tipsy Final e-tips,
– pianki,
– tipsy silikonowe,
– czyścik,
– 3 woreczki ochronne na słuchawki,
– etui korkowe,
– kabel SPC Litz,
– znaczek CA.

Wyposażenie z jednej strony nie jest więc zbyt bogate, ale z drugiej – jest wszystko czego potrzeba, a nawet więcej.

Moją uwagę zwróciło przede wszystkim nowe etui. Wykonane z korka, na pewno pozytywnie wyróżnia się na tle setek innych, podobnych do siebie. Pomimo użytego materiału sprawia bardzo solidne wrażenie.

Wygląd i budowa

Andromedy w wersji 2020 nie różnią się zewnętrznie od poprzednich wersji, a także wersji oryginalnej, nazywanej dalej dla uproszczenia OG. Nadal mamy ten sam kolor (Emerald Green) i dokładnie taki sam kształt. Ten uznawany bywał za nieco kontrowersyjny dzięki ostro narysowanym krawędziom. Osobiście nigdy mi one nie przeszkadzały i nie odczuwałem z ich powodu żadnego dyskomfortu. Kopułki tradycyjnie wykonane są z aluminium, grille ze stali nierdzewnej (zamiast trzech okrągłych otworów więcej podłużnych), a złącza MMCX z miedzi berylowej.

O ile Andromedy 2020  z zewnątrz wyglądają identycznie, o tyle w środku wg producenta nastąpiły zmiany. Przede wszystkim wyeliminowano możliwie jak najwięcej ruchomych części zakładając, że im mniej ich jest, tym mniejsze ryzyko potencjalnej awarii. Poniekąd słusznie. Niezmiennie natomiast za reprodukcję dźwięku odpowiada pięć przetworników armaturowych. Po dwa dla basu i sopranów oraz jeden dla średnich częstotliwości. Ten ostatni, jeśli się nie mylę, jest taki sam jak we flagowych Solarisach. Również taki sam jest fabryczny kabel, co odnotowałem z satysfakcją. Jest to bowiem wg mnie bardzo dobry kabel.

 

Analiza dźwięku

Najważniejsza część każdej tego typu recenzji to na pewno analiza dźwięku. Większość prawdopodobnie zwyczajowo od razu przechodzi do tej sekcji. A czy Ty przeczytałeś jakie bzdury wcześniej wypisałem? Żart oczywiście.

Uogólniając sygnatura dźwiękowa Andromed to V, w tej rewizji być może idąca nieco w kierunku U. Wykres, który zamieszczam dalej raczej o tym nie przekonuje dobitnie, to kwestia własnych odczuć po odsłuchach. Nadal mamy podbity bas oraz górny skraj pasma, jednak z odcięciem gdzieś na poziomie 12kHz co ma na celu uniknięcie niepotrzebnych ostrości w górze pasma. Tym razem jednak ogólna tonalności jest bardziej wyrównana, nie mamy poczucia takiej dużej różnicy pomiędzy pasmami skrajnymi, a średnicą. Sama średnica zaś jest podbita w stosunku do wcześniejszych rewizji. Dzięki temu lepiej brzmią niektóre wokale i instrumenty. Jest przy tym czysta i dość łagodna, chociaż nie jakoś też wybitnie, ale niczym nie drażni.
Poprawiono też to, co w oryginalnych Andromedach budziło chyba największe  kontrowersje. Zlikwidowano dość nieoczekiwany peak na granicy wyższej  średnicy i góry. Mnie osobiście nigdy to jakoś nie przeszkadzało, ale wiele osób zwracało na to uwagę jako na dość poważny problem, źródło okazjonalnych sybilantów itp.
Wróćmy jeszcze do odcięcia góry i zastanówmy się nad tym zabiegiem. Bowiem, im dłużej o tym myślę tym bardziej zastanawiam się czy czegoś przez to może nie utraciliśmy. Na pewno jest teraz bezpieczniej i bardziej neutralnie.  Istnieje szansa, że przez to słuchawki spodobają się szerszemu gronu odbiorców. Tak jest po prostu bezpieczniej. Z drugiej strony przez ten zabieg słuchawki tracą swoją zawadiackość, coś co sprawiało, że Andromedy zauroczyły mnie kiedy ich po raz pierwszy posłuchałem. Wcześniej góra skrzyła się i błyszczała, teraz zostało to dość ograniczone. Rozumiem jednak producenta, a wszyscy którzy tęsknią za pierwotną sygnaturą mogą nabyć poprzednie wersje, choćby na rynku wtórnym. Okazji nie brakuje.

Gdyby nadal szukać potencjalnych problemów, pewnie by można było wytknąć różnice w poziomach średnicy. Konkretniej mam na myśli różnice pomiędzy dolną, a górną średnica. Najczęściej tej różnicy prawdopodobnie nie zauważymy. Jeśli jednak słuchamy utworu, w którym mamy dwóch wokalistów, możemy mieć sytuację gdy głos jednego jest wycofany w stosunku do drugiego. Na szczęście taka sytuacja będzie raczej rzadkością. W tym miejscu recenzji często pojawiają się porównania do innych słuchawek, ja jednak z tego punktu najczęściej świadomie będę rezygnował. Każde słuchawki są jakie są i właściwie nie ma dwóch jednakowo brzmiących modeli. Nie widzę więc potrzeby pisania, że są inne. Wyjątek zapewne będzie dotyczył sytuacji kiedy będę chciał pokazać, że inny producent zrobił coś lepiej, ciekawiej, inaczej.

Scena Andromed zawsze była na dobrym poziomi, ale nigdy jakaś wybitna. Podobnie jest i tym razem, a nawet, tak całkiem z pamięci mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że  jest nawet nieco węższa. Separacja jest za to na bardzo dobrym poziomie i nie ma się tu do czego przyczepić, przynajmniej w tym przedziale cenowym. Andromedy są dość szczegółowe, grają detalicznie i przewyższaj na tym polu flagowca czyli Solaris 2020. Solarisy grają z pewnością bardziej dynamicznie, bas z dynamika uderza nas zdecydowanie mocniej. Średnica jest grubsza, ale przez to traci właśnie na szczegółowości. Niezłe jest również pozycjonowanie poszczególnych instrumentów. Właściwie to jest bardzo dobre, choć nie aż tak jak w Sultanach od Noble. Tam pozycjonowanie jest jakby z innego wymiaru.

 

Podsumowanie

Czas na jakiś ostateczny werdykt, rekomendację. Czy bezwarunkowo poleciłbym Andromedy 2020 wszystkim, sugerował poddanie w rozwagę czy może radziłbym jednak szukać czegoś innego.

Otóż jeśli nie słuchałeś do tej pory żadnych Andromed i chcesz posłuchać słuchawek wyróżniających się spośród całej masy podobnych do siebie, zdecydowanie polecam Ci je przetestować.
Natomiast jeśli już miałeś lub masz aktualnie starszy model rozważ zakup jeśli taki odmieniony tuning Ci odpowiada. Jeśli zaś podobała Ci się gorąca góra pierwowzoru, rozważ raczej pozostanie przy nim.
Dla mnie Andromedy to nadal, pomimo upływu prawie już 5 lat, jedne z najciekawszych słuchawek na rynku. Ubiegłoroczny tuning uczynił je nieco mniej niepowtarzalnymi, ale poziom mojej ekscytacji jest nadal wysoki.

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Tomasz

Blogger? ;)

Blogger – amator, pasjonat muzyki i sprzętu umożliwiającego jej odtwarzanie.

Tomasz Mirowski

Moje ulubione
Potencjalny sponsoring
Inne